czwartek, 18 lipca 2013

"Ostatnia miłość na ziemi" reż David Mackenzie

Wyobraźcie sobie, że nasz świat nagle ogarnia tajemnicza epidemia. Nie wiemy czy to wirus, czy zarażamy się drogą kropelkową, poprzez bezpośredni dotyk, czy może w jakiś inny sposób. Działanie tej niezwykłej choroby jest bardzo proste, nie bawi się z nami w ataki na nasz system odpornościowy, nie zatyka nam dróg oddechowych, ani nie wywołuje zmian skórnych, ona po prostu zabiera nam zmysły. Jeden po drugim, począwszy od węchu, a skończywszy na wzroku, kradnie je jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odbiera nam, wydawałoby się, to, co najważniejsze dla naszej egzystencji. W tym zwariowanym świecie poznaje się dwójka ludzi, to właśnie pierwszy atak epidemii zbliża ich do siebie. Ale czy miłość może przetrwać w takim świecie?

Enigmatyczna Eva Green po raz kolejny zachwyca mnie swoim talentem. Choć nie wszystkie produkcje, z jej udziałem, uważam za udane, jej role zawsze budzą moje zainteresowanie. Aktorka, która swoją, o ciemnych, wyrazistych rysach, twarzą, potrafi budować niezwykłe napięcie i wyrażać najdrobniejsze myśli i emocje, kryjące się w zakamarkach ludzkiej duszy. Niezwykła ekspresja!! Tutaj również budzi mój podziw, tym bardziej, że rola wydaje się dosyć wymagająca. Film naszpikowany jest wszelkiego rodzaju emocjami, sceny miłosne i erotyczne pojawiają się naprzemiennie z obrazami paniki, gniewu i przerażenia. W jednej scenie zjada nawet mydło. Dzięki jej umiejętnościom, nie musimy dobrze znać życiorysu granej przez nią bohaterki, żeby wiedzieć, że jest to kobieta niezwykła i po przejściach.Towarzystwa dotrzymuje jej Ewan McGregor, któremu również nie brak talentu. Choć przyznam, że moją uwagę, zdecydowanie bardziej, przyciągnęła postać Green, jego bohater też nie należy do banalnych.

Podobały mi się wplatane w bieg akcji sceny, obrazujące postępy epidemii na świecie, które, najprawdopodobniej, są nagraniami realnych wydarzeń ( a przynajmniej takie właśnie sprawiają wrażenie). Sceny ludzkiej agresji nie tylko budują napięcie, ale dają też do myślenia. Głos z off-u, który zwykle jest dla mnie znakiem braku reżyserskich umiejętności i pójścia na łatwiznę pt. "bo nie umieli czegoś inaczej pokazać", tutaj wpasowuje się idealnie. Tym bardziej, iż styl wypowiedzi jest prosty i przejmujący, nie będąc jednocześnie sposobem na zastąpienie jakiejś sceny. Bez niego film również byłby zrozumiały, jednak on, niczym jedna mała nutka w mistrzowskim utworze , dodaje mu jeszcze większej głębi, wpływając na to, jak odbieramy cały film. Bez niego nie byłoby to samo. Podobnie jest z, towarzyszącą wydarzeniom, muzyką.

Podsumowując, "Ostatnia miłość na ziemi" to film zdecydowanie niezwykły. Mój podziw budzi sam pomysł na taką historię, przywołując mi, w niewielkim stopniu, inny, nietuzinkowy dramat katastroficzne, " Melancholię"reż Lars von Trier. Widzowie szukający scen akcji, miłośnicy "2012",  zawalających się wieżowców, i popękanego asfaltu, prawdopodobnie poczują się zawiedzeni. Bo film opowiada przede wszystkim o nas samych, o ludziach, o naszej zdolności do przystosowywania się do trudnych warunków, którą popisujemy się od paru tysięcy lat. O tym, jak szukamy wyjścia z sytuacji, nie poddając się, bo życie musi toczyć się dalej. Jak staramy się wyjaśnić niewyjaśnione i wreszcie o tym, co najważniejsze, o miłości i bliskości drugiego człowieka, która potrafi uśmierzyć każdy ból, a o której łatwo zapomnieć, gubiąc się w gąszczu informacji, medialnych manipulacji , które upraszczają nas do istot żywiących się " mąką i tłuszczem", mydląc nam oczy i zagłuszając prawdę. Kto wie, być może o tym wirusie mówi ten film.  A może kryje się w nim jeszcze inne przesłanie. Jak wy go odebraliście?



piątek, 5 lipca 2013

Na co do kina...LIPIEC

1. UNIWERSYTET POTWORNY

Wszyscy doskonale pamiętamy " Potwory i spółkę", film, który, wielu z nas, pomógł polubić stwory czyhające w naszych szafach i pod łóżkiem. Dla starszych widzów może tak pomocny nie był, ale z pewnością podarował im dużą dawkę śmiechu, bo przy tym filmie wszyscy szczerzyliśmy ząbki. Teraz przyszła kolej na część , w której poznamy przeszłość puchatego, niebieskiego stwora i jego jednookiego kolegi. Myślę, że nas nie zawiodą, w końcu wytwórnia PIXAR znana jest ze świetnych bajek ( pamiętacie Toy Story ?!).


Film akcji, którego bohaterami są emerytowani agenci CIA. O ile pamiętam, pierwsza część była całkiem zabawna, zaskakujące zwrotów akcji, strzelaniny i zabawne dialogi. Do tego świetna obsada ( Helen Mirren, Bruce Willis, Morgan Freeman, John Malkovich). W skrócie, produkcja miała wszystkie cechy dobrego filmu akcji. Teraz wystarczy to tylko powtórzyć, brzmi banalnie, jednak nie zawsze jest to takie proste. W końcu każdy z nas jest w stanie wymienić co najmniej kilka nieudanych kontynuacji, oby ta nie była jedną z nich.

3. JEŹDZIEC ZNIKĄD

Johnny Depp znowu w akcji, tym razem w filmie przygodowym, którego fabuła toczy się na Dzikim Zachodzie. Nie wiem jak wam, ale mi, filmowa charakteryzacja odrobinę przypomina Jacka Sparrowa klik, (ta opaska i burza poplątanych, brudnych włosów). Tak, czy inaczej, zdjęcia z planu robią wrażenie. Jednak, jak na razie, nie mam zamiaru nastawiać się na dobrą zabawę. Po " Pamiętniku zakrapianym rumem" wolę pozostać pesymistą. Z drugiej strony reżyserem " Jeźdźca znikąd " jest Gore Verbinski, twórca trzech części " Piratów z Karaibów" i " Mexican" ( w roli głównej Brad Pitt i Julia Roberts ), więc kto wie...

4. WIELKIE WESELE

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam zwiastun do tego filmu, ogarnęło mnie uczucie deja vu. Robin Williams w roli dziwacznego pastora , kochająca się para tuż przed ślubem. Niczym Sherlock Holmes, grzebałam w zakamarkach swojej pamięci, wykopując spod sterty filmowych wspomnień coś co pasowałoby do tego obrazka. Nareszcie znalazłam!!  "Licencja na miłość " !! No tak, ale poco robić tak podobne do siebie filmy? Coś mi tu nie pasowało, wobec czego czym prędzej odwiedziłam filmową wyrocznię, znaczy się filmweb, w poszukiwaniu jakiejś wskazówki w postaci opisu.  Okazuje się, iż nie jest to to samo, bowiem chodzi tutaj o rodziców pana młodego, którzy się nienawidzą, a na ślubie swojego syna zmuszeni są udawać kochające się małżeństwo. Tak, czy inaczej, zapowiada się na typową amerykańską komedię.

5. DZIEWCZYNA Z LILIĄ

Ostatnio sporo tych dziewczyn, była już w trampkach, w szafie, teraz przyszedł czas na Dziewczynę z lilią. W tą tytułową rolę wcieliła się Audrey Tautou, którą ja osobiście bardzo lubię. Sama fabuła okazuje się równie zachęcająca, ponieważ film opowiada o dziewczynie, która cierpi na bardzo rzadką chorobę, w jej płucach rozwija się lilia wodna. Jak dla mnie, to wyjątkowo intrygujące, więc prawdopodobnie na film się wybiorę.

6. WYPEŁNIĆ PUSTKĘ

Debiut Rama Burhstein sprawia wrażenie filmu wyjątkowego, zdecydowanie wartego uwagi. Już sam zwiastun delikatnie gra na strunach naszych emocji, a krótko przedstawiona w nim historia sprawia wrażenie intymnej i niezwykle dramatycznej. To zdecydowanie mój number one w tym miesiącu. 

7. KSIĄŻĘ NIE Z TEJ BAJKI

Francuska komedia... to mówi samo za siebie. Urocza naiwność, zabawne, poprzez swoją absurdalność, zwroty akcji i cudowne francuskie rrrrrrrr. Nie widziałam jeszcze złej francuskiej komedii, dlatego z chęcią się na to wybiorę.


wtorek, 2 lipca 2013

" Bling Ring " reż. Sofia Coppola



Odnoszę wrażenie, że filmy minionego wieku, w dużej mierze, stawiały sobie za cel ukazanie człowieka,  jako jednostkę niezwykle skomplikowaną, o bogatym wnętrzu, pełnym sprzeczności. Wystarczy przypomnieć sobie takie produkcje jak " Matnia" , czy " Tramwaj zwany pożądaniem ". Jednak wielu dzisiejszych artystów odchodzi od tego trendu i zdejmując, idealizujące nas, " różowe okulary" odsłania kurtynę, za którą czai się wewnętrzna pustka, chciwość i próżność. Nie jestem znawcą kina, jest to wyłącznie moje subiektywne wrażenie, a właściwie wnioski, do których skłonił mnie, niedawno obejrzany, "Bling Ring".

Tak właśnie ukazuje swoich bohaterów Sofia Coppola, są żądni pieniędzy, nowych ubrań i błyskotek, a najprostszym sposobem, żeby je zdobyć, jest kradzież. W poczuciu bezkarności, przechwalają się swoimi nowymi zdobyczami na stronach społecznościowych, a w miejscach publicznych wachlują skradzionymi plikami pieniędzy, co, nawiasem mówiąc,jest raczej idiotyczne. W końcu jak głupim złodziejem trzeba być, żeby ogłaszać wszem i wobec, że się kradnie?

W tej opowieści postaci, w większości, przedstawione są bezkompromisowo. Praktycznie pozbawieni ludzkich uczuć, nastawieni na" fame & fortune", młodzi ludzie, nie zważający na krzywdę innych. Nie zagłębiamy się specjalnie w kierujące nimi pobudki. Być może dlatego, że nie ma się w co zagłębiać? Nie wiem. Historia oparta jest na faktach, więc pewnie można uznać, że w jakiś sposób ukazuje część dzisiejszego społeczeństwa. Nie będę oceniać, czy wizerunek ten jest zgodny z prawdą, czy też nie. Ale, nawet jeśli tacy ludzie chodzą po ziemi, to czy, jednak koniecznie musimy oglądać o nich filmy?

To dobrze, kiedy sztuka odsłania jakiś globalny problem. Jednak, kiedy problemem jest głupota i próżność, nie poparta niczym głębszym, to oglądanie tego nie sprawia żadnej przyjemności i film staje się zwyczajnie nudny ( jak np."Reality"). Tak jest i w tym przypadku. Mimo że, sama historia zdawała mi się dosyć zaskakująca, to sceny w których podjarane małolaty zwiedzają garderobę Paris Hilton, komentując napotykane świecidełka, dłużyły mi się jak najgorsza telenowela. Zresztą, to nie jedyny taki moment w tym filmie. Brak tutaj większych zwrotów akcji, bo twórcy starają się ukazać niemal sakralne podejście złodziejek do swoich idoli, kiedy podziwiają ich zdjęcia w sieci i magazynach. Wszystko jest więc potwornie statyczne, raczej przewidywalne i przepełnione huczną muzyką, która ma nas wprowadzić w odpowiedni nastrój, ale bolą od niej uszy. Wystarczy dodać do tego sceny w barze i skakanie na parkiecie i mamy to samo, co w zwiastunie, tylko, że trochę dłuższe. Gdybym, na tym filmie, wyszła z sali na pół godziny, prawdopodobnie, nic by mnie nie ominęło.

W moim odbiorze, Sofia Coppola, chciała pokazać, na przykładzie prawdziwej historii, za czym goni dzisiejszy świat. Nie tylko amoralne zachowanie nastolatków jest tutaj wyeksponowane, ale i to, jaki budzą podziw i zainteresowanie wśród reszty społeczeństwa. Chwilami jest ich zwyczajnie żal, jako ofiar współczesnego szumu medialnego, którym nikt nie wpoił do głowy niczego mądrzejszego. Mimo ciekawego pomysłu, zawiodłam się na tym filmie, jak i na umiejętnościach aktorskich Emmy Watson. Zdecydowanie lepsze wrażenie wywarli na mnie Katie Chang i Israel Broussard.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...